Forum Klatki na sekundę Strona Główna Klatki na sekundę
Forum o filmach animowanych
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Zaplątani / Tangled

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Klatki na sekundę Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Olla
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: PL

PostWysłany: Nie 1:37, 05 Gru 2010    Temat postu: Zaplątani / Tangled



Zaplątani / Tangled
2010
reżyseria: Glen Keane, Nathan Greno, Byron Howard
scenariusz: Josann McGibbon, Sara Parriott
muzyka: Alan Menken, Jeanine Tesori
studio: Disney

Nieznających baśni o Roszpunce odsyłam do oryginału. Przyznam, że sama musiałam sobie niedawno przypomnieć. Jeszcze podczas pracy nad tą ekranizacją zastanawiano się, jak twórcy rozwiążą pewien niewygodny motyw zajścia głównej bohaterki w ciążę na skutek odwiedzin księcia (i to bez ślubu!). Otóż jak wiadomo najlepszym rozwiązaniem problemu jest wyrwanie go z korzeniami - jak to wygląda w praktyce? odsyłam do kina. Zaciekawia mnie jeszcze kilka innych motywów, na które można zbiorczo odpowiedzieć: gdyż jest to film Disneya. Nie można przecież żądać, by Studio Disneya opowiadało historie o rodzicach, którzy oddają dobrowolnie swe dziecko (główną bohaterkę) Czarownicy. Nie można też żądać, by główny czarny charakter przejawiał czasem ludzkie uczucia, jakie przejawia w oryginalnej baśni. Cóż, to tylko fantazja na podstawie oryginału, lekkie kino rozrywkowe dla każdego. Twórcy uczciwie nie nadali swojem dziełu tytułu "Roszpunka".

Jakie jest moje wrażenie? To film na najwyższym poziomie technicznym, zrobiony zgodnie z wszelkimi zasadami wcześniejszych najlepszych filmów Disneya, z tymi samymi ujęciami, bez ekperymentowania, bez podjęcia jakichkolwiek ryzykownych rozwiązań fabularnych. Po prostu stworzony wg najlepszych metod, z serią wspaniałych pomysłów wymyślonych przez sztab ludzi znajdujących przyjemność we wspólnym znajdowaniu zabawnych rozwiązań i szkolonych w tym kierunku (księżniczka bardzo pomysłowo korzysta ze swoich włosów, co jest bardzo zabawne i kreatywne z jej strony). Bohaterowie są również amusing i entertaining, czyli tak jak być powinno, księżniczka przejawia wszelkie cechy sympatyczniej nastolatki "girl next door" - ładna, zabawna, wygimnastykowana, śpiewa nawet księżniczkowe piosenki, przy których myślałam że puszczę pawia sobie na buty.

Powyżej dałam upust swoim mieszanym uczuciom, co odczytają chyba tylko znający moje hamletyczne rozterki w kwestii animacji Disneya. Nie chciałam, ale tak wyszło, bo takie są moje wrażenia i nic na to nie poradzę. Za to teraz postaram się powiedzieć o zaletach: nie da się zaprzeczyć, że historia, mimo że przeinaczona, uproszczona, wbogacona o bukiet banalnych morałów pod adresem dzieci i młodzeży (bądź sobą! warto gonić za marzeniem! kochający rodzic nie chroniłby swojego dziecka przed życiem, bo nie wszyscy ludzie są źli!), jest ciekawa, logicznie skonstruowana, nie pozwala się znudzić najmłodszym widzom oraz ich matkom chrzestnym. Bawiłam się dobrze, o wiele lepiej niż na "Ksieżniczce i żabie", więc w swoim gatunku film sprawdził się bardzo dobrze (wszak reklamuje się go jako komedię, co więcej "wyczesaną", co jest megasuperzabawnym hasłem wymyśonym zapewne przez jakichś naszych krajowych speców: włosy, więc dlatego "wyczesana" - hahaha). Zwłaszcza podobał mi się koń gończy oraz rozważny, acz filigranowy kameleon. Nie da się też nic zarzucić temu filmowi pod względem techniki, animacji, projektu samych postaci - świetnie zaprojektowane, ruszają się cudownie. Jak wywnioskowałam z napisów, główną postacią pośród twórców był przecież Glen Keane, jeden z tytanów obecnego Disneya (animator np. Bestii, Aladyna i Ariel). To samo mogę powiedzieć o reszcie świata przedstawionego. Głównych motywem kolorystycznym uczynionio parę żółty plus fioletowy (co się spotyka w osobie głównej bohaterki), zestawienie należące do trzech najbardziej charakterystycznych kontrastów, ładnie to rozegrano. Krajobrazy są też bardzo ładne. Mimo tych wszystkich zalet zapadła mi w pamięć tylko jedna scena ze spadaniem z wieży pod koniec (nie bedę zdradzać, co i jak), kiedy na chwilę zrobiło się cicho. Dziwne, że tylko jedna:/ Hmmm. Podsumowując - nie żałuję, że poszłam do kina. Było warto.

P.S. Aaaa, tylko jeszcze słówko o tłumaczeniu, proszę państwa. Kto to, za przeproszeniem, tłumaczył??? Czy to gramatycznie mówić "słuchaj się mamy"? Się czy mamy? Poza tym ta wypasiona... sory wyczesana aluzja do faktu, że głos Czarownicy podkłada Danuta Stenka: "stęka, nie stęka..." mówi w pewnym momencie czarownica. Jaki zabójczo zabawny inside joke, boki zrywam.


Ostatnio zmieniony przez Olla dnia Nie 20:30, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Nie 19:02, 05 Gru 2010    Temat postu:

Ja się przyznam, że w ogóle nie znam baśni o Roszpunce. Jedyne, co o niej wiem, to że chodzi o dziewoję w wieży i jej bardzo długie włosy. Ale nic to, od czego jest Wikipedia! Wprawdzie w polskiej wersji jest jedynie artykuł na temat rośliny o nazwie roszpunka, a ani słowa o baśni, ale na szczęście języki obce nie są mi obce:)

Ejże, Ollu, czy Ty nie za dużo byś chciała? Żeby film był jednocześnie bliższy baśni i nie po baśniowemu nieschematyczny;)? Czy po prostu jedne schematy (klasycznej baśni) łatwiej Ci zaakceptować niż inne (współczesnego filmu dla młodego widza)?

I w ogóle fajny plakat wybrałaś:) Choć to chyba właściwie okładka płyty, jak widzę...

A na temat samego filmu się wypowiem, jak już go obejrzę. Nie wiem, kiedy mi się to uda, bo wszystko się sprzysięga przeciw mnie: z jednej strony praca, a z drugiej - straszliwa pogoda. Ale w końcu obejrzę, na pewno:)!

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olla
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: PL

PostWysłany: Nie 20:27, 05 Gru 2010    Temat postu:

martencja napisał:
Ejże, Ollu, czy Ty nie za dużo byś chciała? Żeby film był jednocześnie bliższy baśni i nie po baśniowemu nieschematyczny;)? Czy po prostu jedne schematy (klasycznej baśni) łatwiej Ci zaakceptować niż inne (współczesnego filmu dla młodego widza)?


Ale o jakim schemacie mówisz przy Roszpunce? W oryginale rodzice oddali dziecko Czarownicy bo zawarli z nią układ, w filmie Czarownica dziecko porwała i niewinni rodzice tak strasznie cierpieli. Nawet płakali niebożęta. Co tu ma do czynienia schemat? Tu raczej chodzi o upraszczanie nieco trudniejszych historii. Nie zawsze tak jest w oryginałach, ale jeśli już pojawia się (a w Roszpunce się pojawia) jakiś bardziej skomplikowany motyw, to Disney zawsze, ZAWSZE przejeżdża po nim walcem. No cóż, widocznie już tak musi być, bo tak. Ostatnio zaczęłam się po prostu pocieszać, że są przecież inne studia, które coraz bardziej depczą Disneyowi po piętach i robią bardziej odkrywcze rzeczy w równie świetnej jakości i mają jakoś mniejsze skłonności do spłaszczania, podejmują ryzyko (z różnymi efektami, niestety takie życie), i jakoś żyją, robią filmy przy których nie mam mdłości, publiczność i krytycy doceniają. No cóż, a Disney jeśli chce, niech się kisi, na pewno ludzie będą to oglądać, ba, sama oglądam, a budżet się zwróci w dziesięciosób. Jest popyt na kiszone Disneye, zawsze będzie, może potrzebujemy również płytkich interpretacji złożonych z samych dżołków. Hmmm, ale już się spieramy na ten temat w innym dziale;] (przy okazji przepraszam za masakryczne opóźnienia w odpowiadaniu...).

martencja napisał:
I w ogóle fajny plakat wybrałaś:) Choć to chyba właściwie okładka płyty, jak widzę...


Ajaj, nie spojrzałam na napis... ehehe. Ale zaraz poprawię;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Pon 20:40, 06 Gru 2010    Temat postu:

A, bo naszła mnie jakaś dziwna refleksja o różnych rodzajach schematów i jak jedne są bardziej pożądane niż inne. Z jednej strony masz schematy baśniowe, tzn. jasny podział na pozytywnych i negatywnych bohaterów, jasne motywacje postaci i brak jakiejś psychologicznej wielowymiarowości - nie mówię, że konkretnie w Roszpunce, której, jak wspominałam, nie znam, ale w baśniach ogółem. Zwykle są one przecież zresztą ilustracjami jakichś dość prostych tez (Czerwony Kapturek: nie zadawaj się z nieznajomymi. A Roszpunka, z tego, co wyczytałam na Wikipedii: wystrzegaj się bycia overprotective parent - w odniesieniu do czarownicy akurat, a nie rzeczywistych rodziców bohaterki). A z drugiej strony - schematy współczesnego filmu dla młodzieży, które wymieniłaś. No i zaczęłam się zastanawiać, jak to jedne schematy są współcześnie milej widziane niż inne.

A potem jeszcze - przy okazji robienia wpisu o Skazie - zaczęłam się zastanawiać nad teatralną jednowymiarowością niektórych bohaterów w "Królu Lwie" (Skaza jest po prostu zły bez żadnych okoliczności łagodzących ani oznak żalu, a jego zły charakter odbija się w jego powierzchowności, Mufasa jest krynicą cnót wszelakich, co też odbija się w jego szlachetnym, królewskim wyglądzie). I zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie w tym tkwi siła tych postaci i tego filmu?

Jak widzisz, same zastanawiania się, bez wniosków;) I chyba nawet nie będę tego ciągnąć, przynajmniej na razie, bo: a) nie widziałam jeszcze "Zaplątanych", b) to nie ten wątek;]

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Śro 22:27, 15 Gru 2010    Temat postu:

Właśnie przyszłam sobie z kina z "Zaplątanych". No i muszę powiedzieć, że jestem filmem zachwycona! Może zanim pokontynuuję, najpierw zastrzegę, że po pierwsze - zapewne przez panującą aurę* - mam obecnie chyba obniżone wymagania i w zasadzie jakikolwiek film o pięknych ludziach w pięknych kostiumach mniej lub bardziej sensownie ganiających się po pięknych dekoracjach i plenerach wystarczy, żeby mi poprawić humor:P, a po drugie - baśni, jak już pisałam, nie czytałam i w ogóle mało co kojarzę. Choć dodam też, że jak trochę o niej w internecie w ramach przygotowywania się do seansu poszperałam, to wyszperałam, że wcale nie we wszystkich wersjach Roszpunka zachodzi w ciążę - więc Twój, Ollu, dylemat, co twórcy filmu mogliby zrobić z tym kłopotliwym zwrotem fabuły, ma dość proste rozwiązanie: wybrać tę wersję baśni, w której nie ma mowy o żadnej ciąży;)

Tak czy inaczej: próbowałam się doszukać tych różnych uproszczeń i schematów, o których pisałaś, rozjechania baśni walcem, kiszenia się i tak dalej. No i nie znalazłam! Przeciwnie, historia wydała mi się zabawna, zgrabna, wdzięczna, a nawet, mimo wszystko, w jakiś sposób świeża, no i z fajnymi, sympatycznymi bohaterami. Którzy świetnie do siebie pasowali, bo oboje mieli piękne włosy;) Nawet ich wątek romansowy nie wywołał mojego znudzenia ani sarkastycznego dystansu, a to w moim przypadku duże osiągnięcie. Oczywiście, nie wzbogacił mnie ten film jakoś szczególnie duchowo czy intelektualnie, ale i nie takie było jego zadanie. Ad. "bez ekperymentowania, bez podjęcia jakichkolwiek ryzykownych rozwiązań fabularnych" - a czy to czasem nie Ty, Ollu, postulowałaś kiedyś zrezygnowania z przełamywania koniecznie konwencji;>? Natomiast "bukiet banalnych morałów" jakoś musiał mi umknąć:P Przesłanie, owszem, było (to zresztą źle?), ale wcale nie odniosłam wrażenia, żeby było podane nachalnie i w związku z tym przeszkadzało w odbiorze. A zresztą, jak napisałam w poprzednim poście, z tego, co wyczytałam, głównym tematem baśni o Roszpunce jest wyfruwanie dzieci z rodzinnych gniazd i obawy rodziców z tym związane, a więc film był jak najbardziej na temat. Oglądałam z przyjaciółką, z zawodu psychologiem, która patrząc ze swojego psychologicznego punktu widzenia kiwała z aprobatą głową na scenach "matczynych" manipulacji czarownicy. No i zastanawia mnie to uproszczenie, o którym piszesz - no znowu, to pewnie dlatego, bo nie czytałam tej baśni, ale na ogół baśnie są, jakby nie było, proste. Jednowymiarowi, czarno-biali bohaterowie, jasne przesłanie. Taka ich natura. "Roszpunka" rzeczywiście tak się różni od innych baśni?

Ze scen, które mi zapadły w pamięć: oczywiście lampiony (jak one się unosiły...?), ale może nawet bardziej taniec, gdy bohaterowie przybywają do miasta - świetny klimat. Oczywiście spora w tym zasługa muzycznego podkładu do tej sceny, energetycznego utworu Alana Menkena w stylu, który zupełnie mi się nie kojarzy z tym kompozytorem, a który podoba mi się coraz bardziej z każdym kolejnym przesłuchaniem.

A i tak oczywiście najlepszym bohaterem filmu jest koń Maximus:) (dostrzegam pewne podobieństwo z Altivo z "Drogi do El Dorado") W świetle jego relacji z Flynnem powiedzenie "kopać się z koniem" nabiera zupełnie nowego znaczenia;)

Natomiast co mi się nie podobało i co bym bez żalu wyrzuciła, to piosenki. Z wyjątkiem tej w gospodzie, bo przy niej akurat popłakałam się ze śmiechu:) Skojarzenia z Monty Pythonem nieuniknione;) No i to "stękanie" - rzeczywiście, średnio śmieszne. Ale Stuhr jr... wyczesany:P

O stronie technicznej i animacyjnej nie będę wspominać, bo już ją wyczerpująco nachwaliłaś:)

Acha, i ciekawie wiedzieć, że rodzice bohaterki są tak oświeconymi władcami, że w ich królestwie ludzi skazuje się na śmierć bez procesu:P

Owszem, jest to bardzo prawdopodobne, że jak za którymś seansem zacznę "Zaplątanych" analizować i rozkładać na czynniki pierwsze, dojdę również do wniosku, że film ten ma wiele wad i niedociągnięć, ale na razie mam tylko to pierwsze wrażenie, oparte wyłącznie na emocjonalnym, nie racjonalnym, odbiorze - i jest to wrażenie dobre.

M.

* Na wszelki wypadek dodam, jakbym czytała to za parę miesięcy: od dwóch tygodni bez przerwy pada śnieg, jest mróz i mniej więcej od takiego też czasu na moją wysoką górę nie jeździ autobus, wobec czego muszę na nią zapie... wspinać się na piechotę. A nawet nie mam kupy magicznych włosów, po których mogłabym się wciągnąć!


Ostatnio zmieniony przez martencja dnia Wto 19:39, 03 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Czw 14:19, 06 Sty 2011    Temat postu:

Grzebiąc sobie w necie, będąc unieruchomiona przed komputerem złośliwą gorączką, znalazłam takie oto cuda:
http://www.youtube.com/watch?v=x01fT4lleF0
http://www.youtube.com/watch?v=7j3jZQs0-Mg
Oficjalnie uwielbiam Macieja Stuhra:)

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Wto 16:21, 03 Maj 2011    Temat postu:

Kupiłam sobie "Zaplątanych" na DVD i muszę się poskarżyć, że dodatki na płycie są raczej rozczarowujące: jedyne, co ciekawe, to dwa alternatywne początki filmu (w tym w jednym król wykrada kwiat Gertrudzie, tak jak w oryginalnej baśni!). Nie ma nawet komentarza twórców do filmu, a szkoda, bo te komentarze są często bardzo interesujące.

Lubię oglądać te różne wycięte i odrzucone sceny z filmów animowanych - lubię sobie popatrzeć na animacje w różnych stadiach powstawania. Taka wycięta scena często składa się z fragmentów w bardzo różnym stopniu dokończonych - od zupełnie schematycznych storyboardów do prawie gotowej, tylko np. niepokolorowanej, animacji. To ciekawe, jak z takich mniej lub bardziej schematycznych szkiców powstaje potem gotowy film:



I jeszcze obrazek w stylu "Dzieci ofiarowują kwiaty towarzyszowi Stalinowi";)



Ale poza tym dostałam przy zakupie płyty książeczkę do kolorowania:D!

Po drugim obejrzeniu film nadal mi się podoba. Oczywiście, ma swoje niedociągnięcia, a konkretnie naciąganą końcówkę, a jeszcze bardziej konkretnie zorientowanie się głównej bohaterki, że jest zaginioną księżniczką i sposób uratowania Flynna vel Julka (człowiek się zaczyna zastanawiać, jakie jeszcze wydzieliny Roszpunki miały podobnie cudowne właściwości...?:P). I w ogóle, ta scena skojarzyła mi się z taką oto sceną z nieco dziwnego filmu pt. "Źródło". Aż czekałam, czy też się tak skończy;) Niemniej jednak, nadal minusy nie przysłoniły mi plusów. No lubię ten film:)

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olla
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: PL

PostWysłany: Nie 22:09, 01 Lip 2012    Temat postu:

Uff, to będzie długa odpowiedź. Właściwie część z niej napisałam już dawno temu, ale chciałam, żeby ją trochę czas przegryzł i trochę zmodyfikowałam.

martencja napisał:
A potem jeszcze - przy okazji robienia wpisu o Skazie - zaczęłam się zastanawiać nad teatralną jednowymiarowością niektórych bohaterów w "Królu Lwie" (Skaza jest po prostu zły bez żadnych okoliczności łagodzących ani oznak żalu, a jego zły charakter odbija się w jego powierzchowności, Mufasa jest krynicą cnót wszelakich, co też odbija się w jego szlachetnym, królewskim wyglądzie). I zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie w tym tkwi siła tych postaci i tego filmu?


Nie wiem, może... ogólnie mam ograniczone możliwości analityczne. Pewnie tkwi w tym siła, i oczywiście nie każę nikomu robić filmów o skomplikowanych przypadkach braci Karamazow, tylko że MI SIĘ NUDZI KIEDY OGLĄDAM SETNY FILM ZROBIONY W TEN SPOSÓB. :/

martencja napisał:
Choć dodam też, że jak trochę o niej w internecie w ramach przygotowywania się do seansu poszperałam, to wyszperałam, że wcale nie we wszystkich wersjach Raszpunka zachodzi w ciążę - więc Twój, Ollu, dylemat, co twórcy filmu mogliby zrobić z tym kłopotliwym zwrotem fabuły, ma dość proste rozwiązanie: wybrać tę wersję baśni, w której nie ma mowy o żadnej ciąży;)


To nie był aż tak bardzo mój dylemat, bo tylko czytałam w necie;) Ale ok... nie doszperałam aż tak głęboko:) A czy w którejś wersji Roszpunka była królewną, którą porwała rodzicom zła czarownica w dzieciństwie?

martencja napisał:
Tak czy inaczej: próbowałam się doszukać tych różnych uproszczeń i schematów, o których pisałaś, rozjechania baśni walcem, kiszenia się i tak dalej. No i nie znalazłam! Przeciwnie, historia wydała mi się zabawna, zgrabna, wdzięczna, a nawet, mimo wszystko, w jakiś sposób świeża, no i z fajnymi, sympatycznymi bohaterami.


A ja właśnie widziałam na każdym kroku. Połowa piosenek była na ten temat, a każdy "problem" wyłuszczony jak w podręczniku, tzn. odpowiednio wyartykułowany, przeanalizowany. Aż się dziwiłam, że wszyscy bohaterowie nie usiedli w kółko, nie złapali się za ręce i nie zaczęli o tym rozmawiać ("Wspieramy cię!"). Nawiasem mówiąc, to jeden z częstych wątków u Disneya: oni wszyscy zawsze rozmawiają ze sobą o swoich problemach:P

Sympatyczni bohaterowie: to też jest stara jak świat i nadużywana metoda Walta Disneya: bohater musi być SYMPATYCZNY!! Oczywiście sama metoda nie jest zła, ale kiedy się ją powiela, to się zaczyna lubić Kuzco za wyjątkową niereformowalność w samolubstwie;D

martencja napisał:
Nawet ich wątek romansowy nie wywołał mojego znudzenia ani sarkastycznego dystansu, a to w moim przypadku duże osiągnięcie.


A który wątek miłosny u Disneya wywołał Twój sarkastyczny dystans, tak z ciekawości pytam?;] Bo mnie mało który. Zwłaszcza gdy byłam małą dziewczynką. Teraz bym się musiała zastanowić. Najnudniejszy przypadek: "Pokahontaz".

martencja napisał:
Oczywiście, nie wzbogacił mnie ten film jakoś szczególnie duchowo czy intelektualnie, ale i nie takie było jego zadanie.


Nie takie było jego zadanie? Skoro się bardzo podkreśla wątek wychowawczy i nakłania do podążania za marzeniami i inne oczywiscte bzdury, to albo 1) ma się na celu wzbogacenia widza duchowo, a może nawet intelektualnie, 2) z góry się zakłada, że się nie wzbogaci, ale wątek wychowawczy być musi, bo tak, dlatego się go na siłę wprowadza.

Zresztą pisałam, że film mi się podobał. Ale to nie był film, który by mnie powalił, zgniótł, i sprawił że przez tydzień widzę tylko poszczególne sceny (chociażby jedną). Nic mnie w nim nie zainspirowało; nic przesadnie nie przejęło. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Po prostu nie i już. Powiedzmy np. "Piękna i bestia" - do dziś mam w głowie scenę, gdy Bestia trzyma za gardło Gastona i ma go spuścić w przepaść, ale powoli zmienia wyraz twarzy (chyba jedna z piękniejszych animacyjnych momantów w historii), a potem przybiega Belle i krzyczy: Beast! Albo np. w "Małej syrence" - kiedy Ariel śpiewa w grocie. Co by nie powiedzieć o tłach, które nie są najlepszymi w dziejach (mówiłam już gdzie indziej), o samych historiach, to te sceny jednak pamiętam, wryły mi się gęboko w świadomość, bo jak dla mnie mają w sobie coś pięknego, cos nie do zbadania i przeanalizowania. A tutaj? Nic dla siebie nie widzę. Jest tylko śmiesznie, ładnie i wychowaczo.

martencja napisał:
Ad. "bez ekperymentowania, bez podjęcia jakichkolwiek ryzykownych rozwiązań fabularnych" - a czy to czasem nie Ty, Ollu, postulowałaś kiedyś zrezygnowania z przełamywania koniecznie konwencji;>?


Jedna rzecz to "co", a druga rzecz to "jak". Postuluję za ewentualnym opowiadaniem tych samych historiii, ale w inny, lepszy sposób. "Zaplątani" są opowiadani tak samo, jak dużo wcześniejszych filmów... "Mulan" była wizualnie bardziej odkrywcza, "Król lew" podobnie, tam jest pełno naprawdę świetnie zrobionych scen. Co do fabuły - "Nowe szaty króla" są dość ciekawe pod tym względem. A tutaj? Tutaj akcja jak akcja, co do obrazu: same sceny porządne i ładne, kilka zrobionych na potrzeby 3D, kilka ślicznych, choć też dość efekciarskich (pardon, ale np. te lampiony... szczerze mówiąc, hmmm, taka ilość świateł zawsze jest efektowna, jakkolwiek ja pokazać, z okna na Noc Kupały też widzę takie rzeczy;) Podobnie jak zdjęcia małych kotków).

martencja napisał:
Przesłanie, owszem, było (to zresztą źle?), ale wcale nie odniosłam wrażenia, żeby było podane nachalnie i w związku z tym przeszkadzało w odbiorze. A zresztą, jak napisałam w poprzednim poście, z tego, co wyczytałam, głównym tematem baśni o Roszpunce jest wyfruwanie dzieci z rodzinnych gniazd i obawy rodziców z tym związane, a więc film był jak najbardziej na temat.


Ale takie obawy mają tylko przybrane, złe Czarownice, które kradną dzieci ich prawowitym rodzicom.:P Co do wyfruwania z domu, wychodzi na to, że kilka baśni powstało na ten temat: "Mała syrenka", "Król lew", "Mulan", poniekąd "Aladyn" (patrz: Jasmine)... Jednak nadal mnie przeraża, kiedy czytam, że "głównym tematem baśni takiej i takiej jest to i to". Czy nie można się cieszyć opowieścią dla samej opowieści? Freud się dopatrywał we wszystkim podtekstów seksualnych, a obecnie jest tendencja, by się dopatrywać funkcji wychowawczych i terapeutycznych:P Co będzie za 50 lat?...

martencja napisał:
"Raszpunka" rzeczywiście tak się różni od innych baśni?


Każda baśń, jak już ustaliłyśmy;) ma kilka wersji. Chodzi o to, że na potrzeby produkcji wybiera się tą najmniej problematyczną i dodatkowo upraszcza. To chciałam powiedzieć, to mój zarzut.

Tak naprawdę do końca nie potrafię Ci powiedzieć dlaczego ten film mnie nie urzekł, bo nie umiem - każda teoria, jaką stworzę, zapewnie upadnie pod gradem argumentacji;) Rzadko potrafię okreslić, że "film mi się podobał/nie podobał, bo" (np. fajne kolory/śmieszny/ciekawy problem w nim poruszono). Moja ocena, jak się okazuje, jest irracjonalna i subiektywna, a brzmi ona: "Zaplątani" to film co najwyżej bardzo dobry i bardzo zabawny. Dużo lepszy niż jałowa "Księżniczka i żaba".

martencja napisał:
A i tak oczywiście najlepszym bohaterem filmu jest koń Maximus:) (dostrzegam pewne podobieństwo z Altivo z "Drogi do El Dorado")


Hehe, rzeczywiście!:D Tyle że tamten był po prostu inteligentny, a ten ma dodatkowo głeboki szacunek dla Prawa i i silne poczucie obowiązku!;)

martencja napisał:
Natomiast co mi się nie podobało i co bym bez żalu wyrzuciła, to piosenki.


Mam identyczne zdanie na ten temat...

martencja napisał:
Z wyjątkiem tej w gospodzie, bo przy niej akurat popłakałam się ze śmiechu:) Skojarzenia z Monty Pythonem nieuniknione;)


Muahaha:D No patrz, ewidentna inspiracja!;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olla
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: PL

PostWysłany: Pon 1:03, 02 Lip 2012    Temat postu:

martencja napisał:

I jeszcze obrazek w stylu "Dzieci ofiarowują kwiaty towarzyszowi Stalinowi";)




:D:D

Bardzo ciekawe storyboardy, Marto:) Też lubię obserwować proces powstawania filmu.

W związku z tym chciałam coś napisać.


Rok temu dość sumennie uczestniczłam w warsztatach "Transatlantyku" w Poznaniu. Polecam. Jednym z zaproszonych gości był Roy Conli, producent "Zaplątanych". Opowiedział masę ciekawych rzeczy o produkowaniu filmu, zwłaszcza "Zaplątanych", których to ja rzeczy sobie nie zapisałam i oczywiście w większości zapomniałam. Jestem bardzo głupią istotą, to prawda powszechnie znana.

Ale do rzeczy. Conli pokazywał storyboardy, concept arty, prezentował wstępne animacje głównej bohaterki (przeciekawe tematy, np. o tworzeniu jej włosów!)... itd., itp. Między innymi dowiedziałam się o roli Glena Keana w tworzeniu filmu.

Keane pracował nad "development" (wciąż nie mogę znaleźć polskiego odpowiednika;) Roszpunki już w czasie powstawania "Tarzana" (1999). To w pewnym sensie miało być jego "dziecko". Z tego, co opowiadał Conli, w zamyśle Keana Roszpunka była mroczniejszą historią niż ta, którą ostatecznie nam zaserwowano; wizualnie czerpiąca z dzieł Rembrandta, dość silnie monochromatycznych, z mocnym, punktowym światłem. W niektórych concept artach to widać. Nie widzę tego w "Zaplatanych" - kolorowym, cukierkowym filmie. [link widoczny dla zalogowanych]

Conli opowiadał, że Keane bardzo zaangażował się w historię, ale musiał przerwać pracę, ponieważ przydarzył mu się atak serca. Jak to ujęto na stronie michaelspornanimation.com, Keane left the film as director and became an animation advisor - not even animating. Wrócił, kiedy wszystko było już z grubsza ustalone, właściwie prace zabrnęły dość daleko. Między słowami Conliego wyczytałam, że z biegiem czasu zmieniła się też sama historia. Jak reagował na to sam Keane? Conli nie wchodził w, zapewne, zbyt śliskie rejony mimo dość wyraźnie sformułowanego pytania z widowni. Opowiadał, że Keane nie wiedział, co się dzieje i był bardzo zdezorientowany, ponieważ animacja 3D to dla niego nowość i chodził skołowaciały po studiu. Okazywało się w trakcie tworzenia postaci, że samo 3D jest zbyt sztywne, dlatego mistrz na renderach postaci nakładał swoje rysunkowe poprawki, po prostu udzielał korekt - jak mają się ruszać, a jak nie, i swoim zwyczajem czynił je bardziej organiczymi. Conli stwierdził, że dodało to życia i autentyczności postaci. Zresztą widać, że Keane maczał palce w animacji, a komentatorzy rozpływają się w pochwałach, jaki ten film nowatorski technicznie, ale zarazem zachowuje ciągłość klasycznej animacji, bo Glen Keane robił korekty.

Ciężko wyszukać pewne źródła, które by mówiły, jak bardzo zmieniła się historia i co o tym myślał sam Keane. Próbuję tylko znaleźć jakiś związek logiczny pomiędzy Rembrandtem i mrocznością a "Zaplątanymi". Nie ma takiego. Sam Keane opowiada wszędzie, jaki to jest zachwycony ze współpracy i jak technicznie wszystko wyszło nowatorsko. O samej historii prawie nie wspomina, czasem tylko coś mu się wyrwie: że kierunek, jaki sobie początkowo zamierzył, trochę się zmienił w trakcie produkcji, ale dodaje szybko, że oczywiście jest i tak świetna i wspaniała, a ludzie zdolni i zaangażowani.

Tak, bawię się w dziennikarza śledczego i to nieporadnie, ale ta sprawa jest dla mnie niejasna. Przytoczę jeden z komentarzy [link widoczny dla zalogowanych] :

Cytat:
He wasn’t taken off because he had a heart attack. He took himself off because he had a heart attack mostly due to all the pressure of trying to direct a movie with personal vision under the creative constraints Disney continued to place on him.


;) Zrobiłam z Keana ofiarę losu i swojego osobistego bohatera, ale tak naprawdę nie wiem, jak wyglądałby film, gdyby sprawy potoczyły się bardziej po jego myśli. Byłaby jednak jakaś nadzieja, że inaczej niż zwykle.

Aktualnie Keane nie pracuje już dla Disneya. Opuścił studio, w którym przepracował wiele lat. Taki epilog.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martencja
Administrator



Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Gdyni

PostWysłany: Sob 14:58, 22 Wrz 2012    Temat postu:

Olla napisał:
martencja napisał:
A potem jeszcze - przy okazji robienia wpisu o Skazie - zaczęłam się zastanawiać nad teatralną jednowymiarowością niektórych bohaterów w "Królu Lwie" (Skaza jest po prostu zły bez żadnych okoliczności łagodzących ani oznak żalu, a jego zły charakter odbija się w jego powierzchowności, Mufasa jest krynicą cnót wszelakich, co też odbija się w jego szlachetnym, królewskim wyglądzie). I zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie w tym tkwi siła tych postaci i tego filmu?


Nie wiem, może... ogólnie mam ograniczone możliwości analityczne. Pewnie tkwi w tym siła, i oczywiście nie każę nikomu robić filmów o skomplikowanych przypadkach braci Karamazow, tylko że MI SIĘ NUDZI KIEDY OGLĄDAM SETNY FILM ZROBIONY W TEN SPOSÓB. :/


Nie, no pewnie, i nie do każdego filmu ani nie do każdej historii to pasuje. "Król Lew" jest w ogóle bardzo szekspirowsko-teatralny, dlatego tam to dobrze wychodzi. "Zaplątani" są nieco inni i tam to rysowanie charakterów też jest tak naprawdę nieco inne, to znaczy właśnie nie teatralne. Jednym z moich ulubionych momentów w filmie jest na przykład kiedy Roszpunka próbuje podpytać Flynna o jego historię, co on krótko ucina "I don't do backstory". Trochę szkoda, że później jednak he does, ale przynajmniej nie za dużo.

Olla napisał:
martencja napisał:
Choć dodam też, że jak trochę o niej w internecie w ramach przygotowywania się do seansu poszperałam, to wyszperałam, że wcale nie we wszystkich wersjach Raszpunka zachodzi w ciążę - więc Twój, Ollu, dylemat, co twórcy filmu mogliby zrobić z tym kłopotliwym zwrotem fabuły, ma dość proste rozwiązanie: wybrać tę wersję baśni, w której nie ma mowy o żadnej ciąży;)


To nie był aż tak bardzo mój dylemat, bo tylko czytałam w necie;) Ale ok... nie doszperałam aż tak głęboko:) A czy w którejś wersji Roszpunka była królewną, którą porwała rodzicom zła czarownica w dzieciństwie?


Nie znalazłam, ale niczego nie wykluczam:) Nawet jak takiej wersji do tej pory nie było, to już jest;)

Olla napisał:
martencja napisał:
Tak czy inaczej: próbowałam się doszukać tych różnych uproszczeń i schematów, o których pisałaś, rozjechania baśni walcem, kiszenia się i tak dalej. No i nie znalazłam! Przeciwnie, historia wydała mi się zabawna, zgrabna, wdzięczna, a nawet, mimo wszystko, w jakiś sposób świeża, no i z fajnymi, sympatycznymi bohaterami.


A ja właśnie widziałam na każdym kroku. Połowa piosenek była na ten temat, a każdy "problem" wyłuszczony jak w podręczniku, tzn. odpowiednio wyartykułowany, przeanalizowany. Aż się dziwiłam, że wszyscy bohaterowie nie usiedli w kółko, nie złapali się za ręce i nie zaczęli o tym rozmawiać ("Wspieramy cię!"). Nawiasem mówiąc, to jeden z częstych wątków u Disneya: oni wszyscy zawsze rozmawiają ze sobą o swoich problemach:P


Ach, piosenki! Może to dlatego, bo ja piosenki po prostu wyparłam z pamięci i nie przyjęłam ich do wiadomości:) A może to rozmawianie o problemach (które szczerze mówiąc nie rzuciło mi się w oczy) ma mieć cel wychowawczy;)? Żeby widzowie też się nauczyli rozmawiać?

Olla napisał:
Sympatyczni bohaterowie: to też jest stara jak świat i nadużywana metoda Walta Disneya: bohater musi być SYMPATYCZNY!! Oczywiście sama metoda nie jest zła, ale kiedy się ją powiela, to się zaczyna lubić Kuzco za wyjątkową niereformowalność w samolubstwie;D


Ale przecież musisz mieć jakiś powód, żeby bohaterom kibicować, inaczej będzie Ci zupełnie obojętne, jak się potoczą ich losy i nie zaangażujesz się w film. A ciężko to osiągnąć przy niesympatycznych bohaterach. Kuzco jest tu niby wyjątkiem, ale tylko pozornie - jego historia jest przedstawiona z dużym przymrużeniem oka i czuje się do niego pewną sympatię (wyobraź sobie, gdyby to było opowiedziane na poważnie - każdy widz by liczył na to, że pozostanie na zawsze lamą, albo i w ogóle się nie przejął, co się z nim stanie). Innym pozornym wyjątkiem jest zgorzkniały i zrzędliwy Fredricksen z "Odlotu", ale i on budzi sympatię podszytą współczuciem z powodu swojej żałoby. Widz musi czuć jakieś pozytywne emocje wobec bohaterów żeby przejąć się ich losem.

Olla napisał:
martencja napisał:
Nawet ich wątek romansowy nie wywołał mojego znudzenia ani sarkastycznego dystansu, a to w moim przypadku duże osiągnięcie.


A który wątek miłosny u Disneya wywołał Twój sarkastyczny dystans, tak z ciekawości pytam?;] Bo mnie mało który. Zwłaszcza gdy byłam małą dziewczynką. Teraz bym się musiała zastanowić. Najnudniejszy przypadek: "Pokahontaz".


Yyyyy, zasadniczo to chyba każdy. Nawet w "Aladynie", którego skądinąd, jak wiesz, bardzo lubię. Szczególnie, jeżeli dotyczy tak zwanej miłości od pierwszego wejrzenia, której po prostu nie jestem w stanie odbierać bez sarkastycznego dystansu (taka ze mnie zgorzkniała baba:P). Chyba że wątek romansowy jest tylko pobocznym, wtedy po prostu stosunkowo łatwo go zignorować. Tutaj nie jest to może jakaś wielka i głęboka psychologicznie historia miłosna, ale muszę powiedzieć, że w momencie, kiedy Roszpunka na skutek manipulacji Gertrudy myśli, że Flynn ją wykiwał - takie rozczarowanie, gdy dziewczyna właśnie po raz pierwszy komuś poza "matką" zaufała - to nawet mną poruszyło. Może dlatego, bo wyjątkowo udało się twórcom tej sceny nie przegadać.

Olla napisał:
martencja napisał:
Oczywiście, nie wzbogacił mnie ten film jakoś szczególnie duchowo czy intelektualnie, ale i nie takie było jego zadanie.


Nie takie było jego zadanie? Skoro się bardzo podkreśla wątek wychowawczy i nakłania do podążania za marzeniami i inne oczywiscte bzdury, to albo 1) ma się na celu wzbogacenia widza duchowo, a może nawet intelektualnie, 2) z góry się zakłada, że się nie wzbogaci, ale wątek wychowawczy być musi, bo tak, dlatego się go na siłę wprowadza.


No ale nie jesteśmy przecież targetem tego filmu - jego wychowawcze treści powinnyśmy mieć już dawno przyswojone.

Olla napisał:
Zresztą pisałam, że film mi się podobał. Ale to nie był film, który by mnie powalił, zgniótł, i sprawił że przez tydzień widzę tylko poszczególne sceny (chociażby jedną). Nic mnie w nim nie zainspirowało; nic przesadnie nie przejęło. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Po prostu nie i już. Powiedzmy np. "Piękna i bestia" - do dziś mam w głowie scenę, gdy Bestia trzyma za gardło Gastona i ma go spuścić w przepaść, ale powoli zmienia wyraz twarzy (chyba jedna z piękniejszych animacyjnych momantów w historii), a potem przybiega Belle i krzyczy: Beast! Albo np. w "Małej syrence" - kiedy Ariel śpiewa w grocie. Co by nie powiedzieć o tłach, które nie są najlepszymi w dziejach (mówiłam już gdzie indziej), o samych historiach, to te sceny jednak pamiętam, wryły mi się gęboko w świadomość, bo jak dla mnie mają w sobie coś pięknego, cos nie do zbadania i przeanalizowania. A tutaj? Nic dla siebie nie widzę. Jest tylko śmiesznie, ładnie i wychowaczo.


No widzisz, ale to chyba jest bardzo subiektywne, bo na przykład ja ani o "Pięknej i Bestii", ani o "Małej syrence" nie mogę powiedzieć, żeby któraś ze scen mi szczególnie zapadła w pamięć. To już właśnie bardziej tu - scena po przybyciu do miasta. A oczywiście filmem animowanym, który mnie najbardziej kiedykolwiek zmiażdżył był "Król Lew":)

Olla napisał:
martencja napisał:
Ad. "bez ekperymentowania, bez podjęcia jakichkolwiek ryzykownych rozwiązań fabularnych" - a czy to czasem nie Ty, Ollu, postulowałaś kiedyś zrezygnowania z przełamywania koniecznie konwencji;>?


Jedna rzecz to "co", a druga rzecz to "jak". Postuluję za ewentualnym opowiadaniem tych samych historiii, ale w inny, lepszy sposób. "Zaplątani" są opowiadani tak samo, jak dużo wcześniejszych filmów... "Mulan" była wizualnie bardziej odkrywcza, "Król lew" podobnie, tam jest pełno naprawdę świetnie zrobionych scen. Co do fabuły - "Nowe szaty króla" są dość ciekawe pod tym względem. A tutaj? Tutaj akcja jak akcja, co do obrazu: same sceny porządne i ładne, kilka zrobionych na potrzeby 3D, kilka ślicznych, choć też dość efekciarskich (pardon, ale np. te lampiony... szczerze mówiąc, hmmm, taka ilość świateł zawsze jest efektowna, jakkolwiek ja pokazać, z okna na Noc Kupały też widzę takie rzeczy;) Podobnie jak zdjęcia małych kotków).


Hmm, na mnie jakoś małe kotki nie działają:) No i nie mieszkam w Poznaniu, więc lampionów nie widuję. Ale co to za zarzut, że pokazali ładnie coś, co jest ładne?;) Oczywiście, większym wyzwaniem jest pokazać ładnie coś, co ładne nie jest;) A może ja nie mam aż takiej potrzeby innowacyjności, może jestem jak te hobbity, które najbardziej lubią historie, które już znają? Sama nie wiem...

Olla napisał:
martencja napisał:
Przesłanie, owszem, było (to zresztą źle?), ale wcale nie odniosłam wrażenia, żeby było podane nachalnie i w związku z tym przeszkadzało w odbiorze. A zresztą, jak napisałam w poprzednim poście, z tego, co wyczytałam, głównym tematem baśni o Roszpunce jest wyfruwanie dzieci z rodzinnych gniazd i obawy rodziców z tym związane, a więc film był jak najbardziej na temat.


Ale takie obawy mają tylko przybrane, złe Czarownice, które kradną dzieci ich prawowitym rodzicom.:P Co do wyfruwania z domu, wychodzi na to, że kilka baśni powstało na ten temat: "Mała syrenka", "Król lew", "Mulan", poniekąd "Aladyn" (patrz: Jasmine)... Jednak nadal mnie przeraża, kiedy czytam, że "głównym tematem baśni takiej i takiej jest to i to". Czy nie można się cieszyć opowieścią dla samej opowieści? Freud się dopatrywał we wszystkim podtekstów seksualnych, a obecnie jest tendencja, by się dopatrywać funkcji wychowawczych i terapeutycznych:P Co będzie za 50 lat?...


Ale kiedy nie sądzę, że dopatrywanie się w baśniach wartości wychowawczych to jakiś nowy trend - przeciwnie, wydaje mi się, że jest tak stary, jak same baśnie.

Olla napisał:
martencja napisał:
"Raszpunka" rzeczywiście tak się różni od innych baśni?


Każda baśń, jak już ustaliłyśmy;) ma kilka wersji. Chodzi o to, że na potrzeby produkcji wybiera się tą najmniej problematyczną i dodatkowo upraszcza. To chciałam powiedzieć, to mój zarzut.


Upraszcza czy ugrzecznia? Wydaje mi się, że jednak to drugie. Bo historia i wątki są bardziej rozwinięte niż w oryginalnej baśni (którejkolwiek wersji), tylko pozbawione zbyt mrocznych czy "niewłaściwych" wątków jak król kradnący kwiat czy ciąża Roszpunki.

Olla napisał:
Tak naprawdę do końca nie potrafię Ci powiedzieć dlaczego ten film mnie nie urzekł, bo nie umiem - każda teoria, jaką stworzę, zapewnie upadnie pod gradem argumentacji;) Rzadko potrafię okreslić, że "film mi się podobał/nie podobał, bo" (np. fajne kolory/śmieszny/ciekawy problem w nim poruszono). Moja ocena, jak się okazuje, jest irracjonalna i subiektywna, a brzmi ona: "Zaplątani" to film co najwyżej bardzo dobry i bardzo zabawny. Dużo lepszy niż jałowa "Księżniczka i żaba".


Pisałam gdzieś, że na tym - to znaczy na wniosku o subiektywnym odbiorze - się dyskusja skończy:) Ja też nie do końca jestem pewna, dlaczego ten film mnie urzekł. Może po prostu Flynn mi się spodobał i tyle:P

Olla napisał:
W związku z tym chciałam coś napisać.

Rok temu dość sumennie uczestniczłam w warsztatach "Transatlantyku" w Poznaniu. Polecam. Jednym z zaproszonych gości był Roy Conli, producent "Zaplątanych". (...)


To wszystko bardzo interesujące! Rzeczywiście, ciekawe, jak by ten film wyglądał, gdyby został zrobiony tak, jak sobie Keane wymyślił... Chętnie bym to zobaczyła! I pewnie nigdy się nie dowiemy, co naprawdę zaszło między twórcą a studiem, bo żadna ze stron nie będzie chciała wywlekać takich spraw na forum publiczne. Może wyjściem jest odejście w kino autorskie, jak Miyazakiego czy Dona Blutha?

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Klatki na sekundę Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin